Zapatrzeni gdzieś przed siebie
tak zwyczajni, głodni uczuć.
Szara ławka tam na dworcu.
I ta cisza… głucha w sercu.
Zawieszeni tak po prostu
tuż nad ziemią, gdzieś nad wszystkim.
Jaśminowej woń nadziei
i nade mną i nad Tobą.
Słodka chwilo czymże jesteś…
czymże jesteś dla wieczności.
Marna chwilo czymże jesteś…
dla człowieka w samotności.
Gong szydercy nie był straszny
on zatrzymał szorstki oddech.
Spadły maski z szarych twarzy.
Drogowskazy dłoni naszych
na dwóch krańcach połączone.
Byłam ja, ty byłeś ze mną.
Księżyc z gwiazd korony wieńczył.
W sen utulił te płochliwe
i prowadził nas przed siebie.
Słodka chwilo czymże jesteś…
czymże jesteś dla wieczności.
Marna chwilo czymże jesteś…
dla człowieka w samotności.
Pieszczotliwie tkałeś wstęgi
nocną ciszą roziskrzone.
Gdzieś w kąciku płomień świecy
tańczył… i coś szeptał do mnie.
Coś ruszyło w mgnieniu oka
z pędem jak te dzikie konie.
Coś, zadrżało w jednej chwili
coś, odeszło razem z Tobą.
Słodka chwilo czymże jesteś…
czymże jesteś dla wieczności.
Marna chwilo czymże jesteś…
dla człowieka w samotności.
Czas szyderca nie wymaże,
nie zabije moich wspomnień.
Nadal pachnie jaśmin w koło
tą miłością niepokorną…
Jesień liśćmi ściele stopy.
Z dala patrzę w puste okno.
Słychać szelest ludzkiej mowy
już nie słyszę twoich kroków.
Byłam ja, nie było Ciebie
tylko Bóg znał nasze drogi.
Coraz dalsi, bardziej obcy
już nie dało się nic zrobić…
Słodka chwilo czymże jesteś…
czymże jesteś dla wieczności.
Marna chwilo czymże jesteś…
Uderzyłaś w gong nicości.